Recenzja filmu

Viviane chce się rozwieść (2014)
Ronit Elkabetz
Shlomi Elkabetz
Ronit Elkabetz
Simon Abkarian

Czekając na wyrok

Choć "Viviane chce się rozwieść" można traktować wyłącznie jako krytyczny portret izraelskiego społeczeństwa, nie sposób nie dostrzec tu inspiracji amerykańskim kinem gatunkowym. Kłania się
Viviane chce się rozwieść, ale nie może. Małżonek, z którym spędziła kilkadziesiąt lat, z niewiadomych powodów upiera się przy tym, by nie dać jej rozwodu. Kobieta wynajmuje więc prawnika i prosi o rozstrzygnięcie sporu sąd rabinacki. Trzech czcigodnych mędrców patrzy na Viviane z ukosa i pyta, czy mąż ją bił. Zdradzał? A może chociaż głodził? Bohaterka spokojnie odpowiada, że nie, nic z tych rzeczy. Rabini gładzą mlecznobiałe brody, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia. Wreszcie jeden z nich, wyraźnie poirytowany, rzuca: "Na co więc ci rozwód, ty nierozumna niewiasto?"

Powyższe pytanie powróci nie raz i nie dwa w znakomitym filmie Ronit Elkabetz (również odtwórczyni głównej roli kobiecej) i Shlomiego Elkabetza. Nominowana do Złotego Globu izraelska produkcja relacjonuje trwającą pięć lat batalię tytułowej bohaterki. Batalię, dodajmy, wypełnioną poniżeniami, frustracją i nerwowym oczekiwaniem na decyzję sądu. Choć powiadomienia o kolejnych rozprawach dostarczane są mailem, trudno pozbyć się wrażenia, że mentalnie niemal wszyscy tkwią tu wciąż w epoce telegrafu i lamp naftowych. Prawo boskie stoi ponad prawem ludzkim, mężczyźni rozkazują, a kobiety potulnie wypełniają wszystkie dyspozycje. System nierówności ufundowany jest na kłamstwach, przemilczeniach i zaniechaniach.

Choć "Viviane chce się rozwieść" można traktować wyłącznie jako krytyczny portret izraelskiego społeczeństwa, nie sposób nie dostrzec tu inspiracji amerykańskim kinem gatunkowym. Pomimo licznych przeskoków w czasie, akcja filmu nigdy nie wychodzi poza salę rozpraw i znajdującą się za drzwiami poczekalnię. Dialogi przypominają niekiedy serie z karabinów maszynowych, zaś każde starcie charakterów gwarantuje deszcz iskier. Nawet jeśli bezbłędny dramaturgicznie scenariusz mógłby z powodzeniem sprawdzić się w teatrze, emocje osiągają niekiedy temperaturę jak w najlepszych dreszczowcach. Kłania się "Dwunastu gniewnych ludzi", słychać echa "Sprawy Kramerów".

Autorzy przyglądają się bohaterom z mieszaniną empatii i ciekawości, z jaką entomolog obserwuje znajdujące się w terrarium owady. Choć trudno powiedzieć, by rozdzielali racje po równo, każdy jest tu na swój sposób ofiarą. I stłamszona przez patriarchat Viviane, i jej oschły, wychowany w duchu ultrakonserwatywnych, religijnych wartości mąż. Na porozumienie nie ma jednak co liczyć.
1 10
Moja ocena:
8
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones